17 listopada 2014

MAJ.



 

Pięknie pachnące bzy, rozkwitające różowe piwonie, czerwone i żółte tulipany, a także liczne klomby nieziemskich fiołków – to wszystko tworzyło idealną całość w jednym z warszawskich parków, który był ulubionym parkiem Edyty.
Tego dnia czuła się doskonale i z radością wędrowała do oddalonego o kilka przecznic kiosku, by kupić najnowszy numer „Przeglądu Sportowego”, w którym to miały być przedstawione sylwetki wszystkich zawodników kadry, biorącej udział w Turnieju Eliminacyjnym do przyszłorocznych Mistrzostw Europy. Podeszła do okienka i poprosiła o jeden egzemplarz. Wśród graczy był również jej mąż, Zbigniew Bartman. Czy rozpierała ją z tego powodu duma? Na pewno. W końcu nie każdego może spotkać zaszczyt reprezentowania swojego kraju i przyodziania trykotu z orłem na piersi. Wiedziała, że dla Zibiego to bardzo ważna sprawa, że występowanie w drużynie narodowej to wielki honor i że był gotów zrobić wszystko – tak samo jak i dla niej.
Wracała do domu, dzierżąc w dłoni rozłożoną gazetę i podśpiewując sobie pod nosem stare, o dziwo, włoskie melodie, których nasłuchała się przez ostatnich kilka miesięcy mieszkając w Italii. Sama nie wiedziała, dlaczego jest w tak dobrym nastroju, bo przecież od momentu wyjazdu Zbyszka na zgrupowanie, praktycznie miała go w kratkę. Dziś jednak buzowały w niej liczne endorfiny szczęścia, a uśmiech ani myślał schodzić z jej malinowych, kształtnych ust. I kiedy tak przemierzała ulice Stolicy, nagle zatrzymała się przed gabinetem ginekologicznym. Nigdy wcześniej nie zwróciła na niego uwagi, a może po prostu nie istniał przed jej przeprowadzką do Włoch? Nie wiedziała, ale pod wpływem impulsu nacisnęła klamkę i weszła do środka…

- Pani Bartman… - zaczął niepewnie podczas wykonywania badania USG.
- Doktorze, jestem już przygotowana  na wszystko. Proszę powiedzieć, co mi jest.
- Po tym, co mi Pani opowiedziała, nie wiem, jak to możliwe… - dukał, a ona zaczynała się już denerwować, czekając na śmiertelny wyrok.
- Proszę być ze mną szczerym. Czy to rak?
- Nie. Ciąża.
- Słucham?! – poderwała się energicznie na fotelu.
- Będzie Pani mamą.
- Ale… jak to jest możliwe…? Przecież… - niedowierzała, patrząc w ekranik jak zahipnotyzowana. Rzeczywiście, była tam malutka fasolka. Jej fasolka.
- Płód rozwija się prawidłowo. – dodał medyk.
- Który… Który to tydzień? – zapytała, przełykając nerwowo ślinę.
- Ósmy. Wygląda na to, że będzie Pani miała z mężem prezent pod choinkę od Świętego Mikołaja. – uśmiechnął się serdecznie i podał jej kawałek białego papieru, by wytarła nim pozostawiony na brzuchu żel. – Kolejna wizyta za miesiąc. Gratuluję i życzę wszystkiego dobrego!
- Dziękuję – odpowiedziała, trwając w dalszym ciągu w letargu.

Tuż po zakończonym pierwszym pojedynku kwalifikacyjnym z Łotwą, który – swoją drogą – polska drużyna wygrała bez straty seta, Edyta zadzwoniła do swojego małżonka. Chciała podzielić się z nim radosną nowiną, choć tak naprawdę sama jeszcze była w niemałym szoku.
- Cześć Kochanie! Jak Ci się podobał mecz w naszym wykonaniu? – przywitał się ze swą Ukochaną radośnie, co można było wyczuć w głosie.
- Zibi, wierzysz w cuda?
- Skąd to pytanie?
- Wierzysz, czy nie?
- Nie wiem…
- To lepiej zacznij.
- Edi, nic nie rozumiem. Stało się coś?
- Jestem w ciąży.
- Dobra, fajnie, ale nadal nie wiem, o co chodzi… Zaraz… co Ty powiedziałaś?
- Będziesz tatą.


***

"I wtedy przyszedł maj,
zamieszkał w moim sercu..." :)

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak! Tak bardzo się ciesze, że jednak medycyna stała się bezsilna względem cudu :) Nic tylko cieszyć się z Edytą i Zbyszkiem ich oczekiwaniem na maluszka. Jednak podejrzewam, że tak słodko to nie będzie, bo przecież to jeszcze nie koniec...
      Ściskam :*

      Usuń
  2. Tak, tak, tak! :) Wiedziałam, że to w końcu musi się wydarzyć! :) Właśnie wtedy, gdy pozbędą się presji i przestaną się zamartwiać. Cudowniejszego maja nie mogli sobie wymarzyć :) Edi i Zbyszek zasłużyli, by ich wielkie marzenie wreszcie się ziściło. Mam nadzieję, że nic nie zmąci teraz ich radosnego oczekiwania na maleństwo, aczkolwiek z drugiej strony pewnie i tak jeszcze szykujesz tutaj jakieś komplikacje, coby nie było zbyt kolorowo ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zibi czy wierzysz w cuda?? Boże jak ja bym chciała wierzyć w cuda i takiego cudu kiedyś dostąpić:). Wyobrażam sobie, że ta dwójka oszaleje na punkcie tego pulchnego, cieplutkiego, pachnącego maleństwa:). Brzmi to jakbym opisywała jedzenie ale taki maluszek jest wprost do schrupania:). Oni zasługują na to żeby mieć dziecko jak nikt inny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, tak, tak <3
    Spełnili marzenia ;) Mówiłam, że wystarczy bez stresu i nerwów podejść do sytuacji? Zapomnieli na chwilę o diagnozie i oddali się czystej miłości, a teraz jest tego owoc ;) Niech rośnie zdrowe!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. TAK, TAK, TAK! Nareszcie udało się i będą mieli mała pociechę. Od początku miałam promyk nadziei, że im się idą. No i stało się, cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Musiałam połowę czytać drugi raz, żeby się upewnić czy dobrze przeczytałam! Edyta w ciąży! <3 Choćby miała każdy dzień tej ciąży, aż do końca dziewiątego miesiąca przeleżeć plackiem w łóżku, to warto, bo nie ma nic piękniejszego, dla małżonków, którzy chcą dostąpić tego cudu, jakim jest dziecko. Jednocześnie boję się, że stracą to dziecko, że urodzi się martwe, że będzie chore i niedługo po narodzinach umrze, że będzie mieć jakąś wadę genetyczną... Dość! Zamiast cieszyć się ich szczęściem, to ja układam jakieś czarne scenariusze. Dlatego zapominam o wszystkim złu (jakie może ich spotkać, ale wcale nie musi!) i rozpływam wraz z nimi tą radością...
    Nie wymyśl nic głupiego, bo oni się załamią, a my zalejemy łzami!
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń