12 maja 2015

PAŹDZIERNIK.



Świętowaniu zdobycia złotego medalu Mistrzostw Świata nie było końca; tak samo jak i wszelkim wywiadom i wizytom w programach telewizyjnych czy radiowych. Polska reprezentacja osiągnęła coś, co dla wielu wydawało się wręcz niemożliwe do wykonania. A jednak, Drużyna przeszła przez ten turniej koncertowo, rozpoczynając na niesamowitym Stadionie Narodowym, a kończąc w Mekce polskiej siatkówki – w Katowicach.

Niestety te piękne wydarzenia i wspomnienia z ubiegłego miesiąca trzeba było zostawić z tyłu głowy i skupić się na rozpoczęciu nowego sezonu klubowego. Sezon 2014/2015 rodzina Bartmanów zaplanowała spędzić – podobnie jak dwa lata temu – w Jastrzębiu Zdroju. Zbyszek podpisał roczny kontrakt, który miał być jakoby wywiązaniem się z tego poprzedniego, który przerwał na rzecz grania w Asseco Resovii Rzeszów. Co więcej, powrócił na pozycję przyjmującego i teraz musi spędzać trochę więcej czasu na treningach niż pozostali, aby podszlifować swoją formę. Wiedział, że może i nie jest to najlepsze rozwiązanie, zważywszy na żonę, ale rozsądniejsze było już podjęcie takiej decyzji, niż wyjazd do Korei albo innego odległego kraju, w którym byliby zdani tylko na siebie…

Ciężarna Edyta dostosowywała się do zaleceń swojego doktora i prowadziła spokojny, osadniczy tryb życia. Spędzała całe dnie jak nie na kanapie w salonie, to na łóżku w sypialni. Co wówczas robiła? Wszystko! Czytała książki i kolorowe pisemka, oglądała zaległe filmy i seriale, rozwiązywała krzyżówki, słuchała muzyki i… jadła. Pochłaniała ogromne ilości jedzenia, pod różnymi postaciami i wszelkimi kombinacjami, których  niejeden człowiek nie odważyłby się połączyć. Czuła niekiedy jak jej Bobas daje o sobie znać, uderzając swą maleńką stópką o wnętrze jej brzucha. Czasem nawet śmiała się do Zibiego, że ich potomek odziedziczył po ojcu wszystkie geny, bo odnosiła wrażenie, że rozegrał w jej wnętrzu już nie jeden mecz siatkarski. Uwielbiała ten widok, kiedy Dziecina przemieszczała się w jej łonie, wprawiając w falowanie powierzchnię całego brzucha.

- Zibi, chcesz jeść? – zapytała z pełną buzią, kiedy jej małżonek wrócił z hali i zajrzał do salonu, gdzie właśnie wylegiwała się Edi.
- A co masz dobrego? – zainteresował się tematem, gdyż był głodny jak wilk.
- Lody ananasowe z bitą śmietaną, pączki, chipsy cebulowe, schabowego z musztardą i dwie czekolady. Chcesz? Podzielę się z Tobą. – uniosła do góry półmisek z frykasami, robiąc przy tym słodkie oczy.
- Wiesz, co… Chyba jednak wolę kanapki…
- Nie, to nie. Łaski bez. – odparła udając obrażoną, a następnie odłożyła naczynie na ławę.
- Edzia, ja wiem, że ciężarne kobity mają różne zachcianki, ale żeby łączyć pączki ze schabowym i musztardą!?
- Sorry, tak wyszło. – zaśmiała się radośnie i powróciła do oglądania filmu, podczas gdy jej mąż zakotwiczył na moment w kuchni.
- No, to smacznego! – po upływie kilku minut usiadł obok niej i zaczął konsumować pysznie wyglądające kanapki z wędliną, serem i licznymi warzywami.
-  O, ogórków kiszonych jeszcze dziś nie jadłam! – Edzia poderwała się z miejsca i niemal wydarła z ręki siatkarza talerzyk z jedzeniem.
- O, nie! Co to, to nie! Tak się nie będziemy bawić, Koleżanko! Oddawaj mi moją kolację! – zaczęli się przekomarzać i droczyć ze sobą, jednak w głębi duszy wiedzieli, że to tylko na niby. Tak naprawdę, to darzyli się tak głębokim i szczerym uczuciem, że można było im tylko pozazdrościć.
Śmiechów – chichów, radości i łaskotek nie było końca, jednak czy można się temu dziwić, skoro dwoje ludzi kocha się miłością bezgraniczną…?

***
Hejo! 
Czy ktoś tu jeszcze czyta moje wypociny? ;)
Rozdział jakiś taki nijaki mi wyszedł - o wszystkim i o niczym...

dla zainteresowanych: rzeszowskie wypożyczenie - #3